1964_6.pdf

(1143 KB) Pobierz
D L A D Z IE C I
faruttmiu
techniki
A
6
(
86
)
CZERWIEC
19
6 4
«STTSP
*
>■
a
О
О
<
Jan Janicki,
lo t
t4
„W kosm osie"
A n d rzej K ościk , lat 12
„M iasto przyszłości"
Z
ш
A nd rzej W ydro,
lat
11
„W p o rcie"
N
o '
S ilu ń eń
M asjulis, la t 14
„K osm iczne ju t r o "
О
P io tr Bącler, lat 14
„Żegnaj czerw ona p lan eto”
Elżbieta Budzisz, la t 13
„Ż y cie na in n e j
plan ecie"
P
im
n
ó
w
fe
n
ie
W czesnym popołudniem ш lipcoiue
święto pan Kazimierz zajrzał do drugiej
części bliźniaczego domku, zajmowanej
przez rodzinę pana Stanisłama.
— Zapraszam wszystkich na ciastka
do cukierni — zaiuołał przez okno.
O
zgodę nie było trudno i ju ż po kwa-
dransie obie rodziny uszczuplone trochę,
bo część dzieci była na wakacjach,
szły luesoło ulicą udekorowaną narodo-
luymi flagami.
— 20 lat temu — zaczęła luspominać
pani Zofia.
— A leż Zosiu, — przermał je j mąż —
to było tak daiuno, ż e ju ż naiuet niepraiu-
da, ja k mótuią dzieci. One ш to w ogóle
nie uiuierzą — śmiał się pan Kazimierz.
— Praiuda — stwierdzi! stanoujczo
W ojtek — wtedy była jeszcze wojna.
Przez otmarte okno z jakiegoś domu
słychać było przemóiuienie radiowe:
„P rzez le 20 lat dźwignęliśm y nasz
kraj z zupełnych ruin, zbudowaliśmy
od podstam przemysł...”
W łaśnie doszli do kaiuiarenki i zajęli
uj
ogródku dwa stoliki.
W tedy pan Kazimierz przybrał uro­
czystą minę i podał do wiadomości:
— Teraz dokończę to, co usłysze­
liśm y przez radio na ulicy, teraz ja w y­
głoszę okolicznościow e przemówienie.
W szyscy spojrzeli na siebie z e zdzi-
inieniem, a Antek nawet porozum iewaw­
czo kopnął pod stołem Wojtka. Bo gru­
basek nic m ógł uwierzyć, aby je g o ojciec
potrafił w ygłosić przem ówienie takie na
serio i długie, a poza tym nie m ógł już
doczekać się ciastek.
Potem przyszła kelnerka, zamómiono
m oc dobrych rzeczy i dopiero wtedy
pan Kazimierz znów zabrał głos;
Nie będę m ówił o wskaźnikach eko­
nomicznych ani o w zroście krzywych
produkcji, ale chcę iuam wszystkim p o ­
kazać to, czego dokonaliśmy przez ostat­
nie 20 lat na przykładzie fabryki samo­
chodom ciężarowych w Starachomicach,
czyli na przykładzie czego, chłopcy?
— Starom — domyślili się.
I teraz już wszyscy roześm ieli się,
bo było wiadomo, że pan Kazimierz,
reporter Polskiego Radia, opow ie coś
ciekawego.
— D o chwili obecnej naprodukowa­
liśmy około 150000 samochodom cięża-
romych z charakterystycznym napisem
na chłodnicy STAR. Gdyby wszystkie
te samochody ustawić na szosie w ko­
lumnie m arszowej w przepisowej odle­
głości, tzn. o ok. 40 m etrów jed en od
drugiego, to zajęłyby one drogę od Sta­
rachowic do, no dokąd Gosiu?
Gosia niew iele myśląc potuiedziała:
— D o Gdyni.
S TĄ P' 2 5 /N 9 5
Nie bardzo to dokładnie obliczyła
moja córeczka — pokręcił głoiuą re­
porter. — A ż do Indii, dokładniej aż
do Bombaju, moi kochani.
Przed luojną ш Starachowicach były
luielkie zakłady m etalowe czynne rów-
nież i podczas wojny. A le po przejściu
frontu, na początku 45 roku, zostały
tylko puste hale i trzeba było luszystko
zacząć od początku. Najpienu robiono
tam narzędzia i hamulce, a tymczasem
rodziła się myśl uruchomienia produkcji
pienuszych polskich samochodóiu cię­
żarowych.
W roku 1947 ukończono tzw. doku­
mentację, to znaczy mykonano wszystkie
projekty, obliczenia i rysunki. Pozostała
tylko sprauia produkcji. A le przecież
ludzie
i u
Starachowicach nie umieli
produkoiuać sam ochodów i lucale nie
m ieli na to warunków. Poza tym nie
było maszyn. Natomiast ludzie byli
ambitni i wytruiali i dlatego przeciw
luszelkiemu zdrowemu rozsądkoiui pod
koniec 1948 roku opuściło fabrykę 10
samochodom STAR 20.
Tu reporter napił się kauiy, a dzieci
zajrzały do swoich szklaneczek z lem o­
niadą.
— Słuchaj, Kaziu, a iluż to kooperan­
tów mają takie zakłady? — spytał pan
Stanisław.
— Czego, tatusiu? — nie zrozumiał
Wojtek.
— Kooperantom — powtórzył pan
Kazimierz. — Kooperant to jest w tym
przypadku zupełnie niezależny zakład
produkcyjny, który na zamóiuienie fa­
bryki dostarcza jakieś części u siebie
wykonane, a później wykorzystane do
zmontowania całości. Takich kooperan­
tów mają Starachowice 110.
— T o znaczy — jeszcze chciał w ie ­
dzieć W ojtek — żc w Starachowicach
tylko te wszystkie części się składa,
czyli montuje?
Reporter uśmiechnął się;
— N ie, Wojtusiu — wyjaśnił, —
uj
ten
sposób STAR składałby się z niewiele
większej liczby części niż ow e 110.
W rzeczywistości jest ich chyba kilka
tysięcy rodzajów. Sprowadzane są takie
części, jak chociażby szkła do wszyst­
kich rodzajów śruiateł, szyby, żarówki,
opony i różne drobiazgi do wykończeń,
zaś większość części produkowana jest
na miejscu.
Starachowice mają własną odlewnię
żelaza, z któ­
rej
odlewy
trafiają
do
działu obrób­
ki
plastycz­
nej, gdzie ш
olbrzymich
prasach z gru­
bych blach,
ja k z miękkie­
go
wosku,
form uje
się
setki najróż­
niejszych e le ­
mentów. Inne
znowu części
obrabia
się
na obrabiar­
kach, jest to
tzw. obróbka
skrawana.
W ie le o b r a ­
S T A R " DŹWIG
<5
~TONO WY
b i a r e k pra-
— Pewno, że w szędzie trzeba praco­
w ać wydajnie, ale tu praca musi iść
specjalnie prędko i sprawnie, bo taśma
pow oli, ale stale posuwa się do przodu.
STAR coraz bardziej staje się podobny
do tego, który znamy z ulic. Na ostatnim
stanowisku...
— N ie kręć się, bo w ylejesz — skar­
ciła Anika pani Zofia.
I jakby na tę komendę szklanka prze­
w róciła się, a lemoniada żółtym stru­
myczkiem popłynęła między talerzykami
w stronę pana Kazimierza.
— N a ostatnim stanowisku — podjął
reporter jak gdyby nigdy nic — do
zbiornika nalewa się benzyny i samo-
..STAR" M S - 2
cuje automatycznie, bez obsługi. Nad
niektórymi w idać dźiuigi, przenoszące
obrabiane części, jeś li ciężar ich jest
miększy niż 15 kg.
Imponująca jest nowiusieńka galwa-
nizernia. Części przeznaczone do niklo­
wania, czy chromowania, są odtłuszcza­
ne, płukane i pokrywane metalami auto­
matycznie. Znaczy to, że zgodnie z p o ­
trzebą przebywają odpow iednio długo
ш tej czy innej kąpieli i polem są prze­
noszone dalej. Jest to luięc rodzaj pro­
dukcji taśmoiucj.
— N o właśnie, Kaziu, a potem to
wszystko montuje się na taśmie, praw­
da? — pytała pani Krystyna.
— Oczywiście — wtrąci! się pan Sta­
nisław. — A le pow iedz nam coś jeszcze
o silnikach STARA.
Reporter zostawił na w pół zjedzone
ciastko i mówił;
— Silniki robi się na miejscu, zresztą
też na taśmie produkcyjnej, z tym że
obecnie produkuje się ich diua zasad­
nicze rodzaje — stare na benzynę i no­
w e na ropę, które oczyw iście sprawiają,
ż e użytkowanie samochodu wyraźnie
potaniało.
N o i gotowe silniki z jednej, a gotowe
podw ozia z drugiej dostarczane są do
taśmy głównej i tu ju ż zaczyna się robota
na całego.
Gosia nie zrozumiała;
— Dlaczego dopiero teraz robota za­
czyna się na całego, tatusiu? — spytała.
„STAR’ S !
chód już o własnych siłach zjeżdża
z taśmy produkcyjnej. Rozlewać benzyny
nie wolno, gdyż jest to groźny materiał
łatwopalny, a nic lemoniada.
— Dawniej na chłodnicach było na­
pisane STAR 20, a teraz ju ż w idać często
napis STAR 21. T o znaczy, że te są
nowocześniejsze? — dopytywał się W o j­
tek.
— N ic się nie znasz, teraz są już
STAR Y 25 — pochw alił się Antek.
— A ja widziałem STAR 66 — dodał
pan Stanisław.
— N o to juk to w końcu jest z tymi
STARAM I, Kaziu? — chciała w iedzieć
pani Krysia.
— Po prostu jest ich cała rodzina.
Czy panie chciałyby nosić ciągle ten
sam fason sukienek? — Prawda, że nie.
Samochody też stale się odświeża i do­
stosowuje do potrzeb. Rzeczywiście
w produkcji jest teraz STAR 25 i STAR 66,
a niedługo zobaczymy STAR 27 a po
nim STAR 200. A le ten sam STAR 25
czy 27 m oże mieć podw ozie zwykłe lub
wydłużone. Wszystko to zależy od tego,
do jakiego celu ma służyć ten samochód,
Zgłoś jeśli naruszono regulamin