Wstęp proseminaium (Odzyskany).docx

(225 KB) Pobierz

Uniwersytet Opolski

 

 

Wydział Historyczno-Pedagogiczny

 

 

 

Piotr Węglarz, Historia I rok

 

Klęski żywiołowe w Wodzisławiu Śląskim w XIX wieku

 

 

 

 

 

 

Opole 2013

 

Wstęp

Do napisania tej pracy skłonił mnie fakt iż jest bardzo mało źródeł historycznych na temat klęsk żywiołowych w tym mieście, a przecież przeżyliśmy w XIX w.  : gradobicie, pożar, epidemie tyfusu a nawet trzęsienie ziemi, postaram się odpowiednio skupić na każdej z tych klęsk. Lubuje się bardzo w historii miasta Wodzisław Śląski ponieważ sam się tam urodziłem i wychowałem, w mojej pracy oprę się   na pracach znanych historyków wodzisławskich a także na starych czasopismach. Świat, w którym żyjemy jest sumą przeszłości, nie można więc lekceważyć dawnych wydarzeń, również tych tragicznych i przysłaniać ich mgłą zapomnienia. Ponieważ na historii tych wydarzeń możemy się uczyć jak uniknąć przyszłych nieszczęść i katastrof. Klęski żywiołowe pochłonęły wiele istnień o których nie możemy zapominać bo „kto zapomina o historii narażaj się na jej powtórne przeżycie”. Ilekroć słyszałem na temat klęsk Wodzisławia Śląskiego zastanawiałem się jak to wyglądało, ilu ludzi zginęło ile przeżyło, kto stracił dach nad głową a komu udało się uciec przed tragicznym losem. Teraz sam badając okoliczności tych zdarzeń postaram odpowiedzieć na pytania, które w dawnych latach same mnie nurtowały, mam nadzieje ,że ktoś czytając tą prace dostrzeże magię i wspaniałą historię miasta które ma bardzo bogatą historię bo powstało już w 1257 r. założone przez Władysława Opolskiego księcia Opolsko-Raciborskiego i przez tyle lat rozwijało się i zmagało z przeciwnościami losu aż do teraz. Nasze miasto było wielokrotnie niszczone przez wojny, pożary, kataklizmy , jednak zawsze się odradzało i zapewne będzie coraz piękniejsze. Nasi przodkowie pracowali dla jego rozwoju, my zaś jesteśmy naturalnymi ich spadkobiercami, mającymi na celu utrzymanie dorobku przodków i pomnażanie go własną uczciwą pracą.

 

 

 

 

 

 

1.     Pożar

 

Pożar rozpoczął się w czasie jarmarku dnia 12 czerwca 1822 r., gdy w stodole położone  poza kościołem i probostwem, na wzgórku panującym nad miastem, wybuchł ogień (F. Hubner, 1932, s.10) Przyczyna pożaru została nie ustalona. Jest domniemanie ,że zaszło złośliwe podpalenie. Silny wiatr przeniósł fale ognia w stronę centrum miasta. Od płomieni płonącej drewnianej stodoły podpaliło się z początku probostwo. Z probostwa przeniosły się płomienie na kościół parafialny, a z tego miejsca zaś na drewniany klasztor minorytów, skąd rozprzestrzenił się tak gwałtownie po całym mieście, że w przeciągu 20 minut po wybuchu pożaru w stodole ogień wszedł na zamek, położony w dolnej, przeciwnej dzielnicy miasta (F. Hubner, 1932, s. 10). Z kościoła i budynków położonych na wzgórzu silny wiatr wyrzucał fale ognia nad miasto i wzniecał coraz to nowe pożary. Rozprzestrzenianiu się ognia sprzyjała długa susza która nawiedziła wcześniej miasto. W niespełna trzydzieści minut całe miasto było z kąpane w płomieniach.
Szalejący żywioł pochłonął, według urzędowego zestawienia inspektora budowlanego Czecha z dnia 24 czerwca 1822 r., budynki w mieście, na przedmieściu, w starej gminie zamkowej. W mieście i na przedmieściach zostały spalone 144 domy, 61 chlewów, 19 stodół, garbarnia, katolicki kościół i probostwo z chlewem i stodołą, budynek królewskiej głównej warty żandarmerii, stojący po środku rynku, browar miejski i słodownia, położone w śródmieściu, areszt, miejska stodoła z magazynem oraz drewniana bożnica, zbudowana w 1798 r., a także szkoła żydowska i dawniejszy klasztor minorytów, należący od czasu sekularyzacji dóbr kościelnych w Prusach do miasta (F. Hubner, 1932, s. 10). W poprzednim klasztorze mieściły się biura magistratu i rady miejskiej, biura sądu, a także dwie klasy szkoły powszechnej i kilka mieszkań. Spalił się także przylegający do klasztoru kościółek minorytów wraz z wieżą. W kościele tym ocalało parę ołtarzy. W kościele parafialnym pożar stopił dzwony, zniszczył organy oraz urządzenia wewnętrzne. Sprzęt liturgiczny, przechowywany w zakrystii, zdołano uratować. W ogólnej liczbie 144 domów, które uległy zniszczeniu podczas pożaru, znajdowało się 7 domów mieszkalnych, z których zostały zerwane dachy i poddasza w celu zapobieżenia dalszemu rozszerzaniu się ognia. W gminie zamkowej spalił sią zamek hrabiego Strachwitza. W zamku spłonął dach, poddasze, górne piętro, a częściowo parter. Pozostałe mury zamku bardzo ucierpiały od pożaru, wiele cennych przedmiotów zostało zniszczonych. W gminie zamkowej spłonął także dworski browar, gorzelnia z mieszkaniem arendarza ,mieszkanie ogrodnika i 4 posiadłości mniejszych rolników. W starej gminie zamkowej spalił się młyn wodny Ucherka (jednej postaci znanej z legend wodzisławskich o utopcu) wraz z domem mieszkalnym, chlewami, stodołami itp. Pożar zniszczył wszystko, co napotkał na swej drodze (K. Cichy 2003, s. 32). Nie oszczędził nawet drewnianego obudowania studni i pompy w rynku. C:\Users\chudy\Desktop\klęski żywiołowe\Plan_Wodzis_C5_82awia_1810_jpg-seo.jpgRyc. Plan Wodzisławia Śląskiego z pierwszej połowy XIX w.

Od żaru stopił się nawet metalowy wentyl pompy.
Najtragiczniejszą kartą tego straszliwego dla Wodzisławia Śląskiego dnia, ofiary w ludzkich życiach. W czasie pożaru zginęło 10 osób: mieszczanin Jaszek, kucharka aptekarza Kurca, wdowa Zawadzkiego, córka kapelusznika Pawlety, żona tkacza Trautmana z Raciborza, mieszczanin Drzewianny, wdowa Szramkowa, córka praczki Bosel, ośmioletni syn szewca Szolca oraz, jedno dziecko żydowskie. Kupiec Men-cel i żandarm Finger odnieśli tak ciężkie obrażenia, że nie było nadziei utrzymania ich przy życiu (F. Hubner, 1932, s. 10).
Na domiar złego spaliła się również rejestratura sądowa, umieszczona w dwóch ubikacjach dawniejszego klasztoru minorytów, wraz z wszystkimi aktami i aktami hipotecznymi. Mała tylko część depozytów ocalała. Ucierpieli wskutek tego pogorzelcy, a także ludność wiosek przynależnych do sądu w Wodzisławiu. Poszkodowani nie mogli się tym samym wykazać zastawem hipotecznym, niezbędnym przy zaciąganiu pożyczek. Pogorzelcom został wskutek tego na dłuższy czas zamknięty kredyt, koniecznie potrzebny na odbudowę zniszczonych siedzib. Wskutek braku duplikatów dokumentów odnoszących sią do własności gruntowych nie można było w wielu wypadkach odtworzyć aktów hipotecznych. Powstało stąd wiele nieporozumień, a nawet sporów. W czasie pożaru zniszczone zostały także akta kilku gmin, którymi unormowano zniesienie stosunków pańszczyźnianych. Z tego powstały nowe troski dla chłopów przy odtwarzaniu tych dokumentów. Między zniszczonymi przez pożar depozytami sądowymi znajdował się także testament o. Bonifacego Otto, zakonnika konwentu minorytów wodzisławskich. Akta registratury magistratu i akta rady miejskiej, z wyjątkiem kilku tomów, zdołano uratować (K. Cichy, 2003 s. 33).
Przeszło 300 rodzin straciło dach nad głową i prawie całe mienie. Pogorzelcy, właściciele domów, składali się przeważnie z ubogich mieszczan i zaliczali się do następujących zawodów: 40 szewców, 15 tkaczy, 13 rzeźników, 10 oberżystów, 9 kupców, 8 kąpielowych, 4 kuśnierzy, 4 kowali, 3 bednarzy, 3 urzędników, 3 kape-luszników, 3 stolarzy, 3 powroźników, 3 szklarzy, 3 krawców, 3 garncarzy, 3 robotników, 2 mydlarzy, aptekarz,  miernik,  farbiarz, kominiarz,  właściciel garbarni,  akuszerka,  siodlarz,  handlarz lnu, woźnica i dekorator. Szkody materialne były ogromne, a były tym dotkliwsze, że budynki były bardzo nisko ubezpieczone od ognia  (F. Hubner, 1932, s. 11).

 

2.     Epidemia tyfusu

 

Rok 1847-1848 był bardzo tragiczny dla Wodzisławia Śląskiego,  miasto nie zdążyło się jeszcze podnieść po wielkim pożarze a już następne nieszczęście unosiło się nad terenami ziemi wodzisławskiej. Susza a także powódź która nadeszła w tych latach spowodowała spustoszenie na polach uprawnych, wszystko zostało zniszczone zapasów też nie starczyło na długo, całe pożywienie jakie mieli ludzie zostało sprowadzone do minimum zapanował powszechny głód a z tym nadeszła epidemia tyfusu plamiastego. Doniesienia z Wodzisławia Śląskiego datowane na 14 stycznia 1848 relacjonują w ostrzegawczym tonie o rozprzestrzenianiu się choroby wokół miasta. Do 6 stycznia w dzielnicy teraźniejszego osiedla piastów i okolice teraźniejszej ulicy 26 marca nie było żadnych objawów zarazy. Sytuacja zmieniła się raptownie 7 stycznia. W Wodzisławiu Śląskim zachorowały pierwsze osoby i wkrótce zachorowała prawie cała miejscowa ludność (L. Musioł, 1996 s. 75). Kilka dni potem sytuacja powtórzyła się we wsi leżącej blisko miasta zwanej Gorzyce. Autor relacji podkreśla, że rozprzestrzenianiu się choroby dużą winę ponosiła sama ludność, gdyż wielu chorych starano się leczyć domowymi metodami, ludność zaś była przyzwyczajona do tego, że lekarza wzywano zwykle w ostateczności, w tym wypadku zdecydowanie za późno. W wielu domach, tam gdzie większość domowników zachorowała, chorymi nikt nie był w stanie się opiekować, co zwiększało znacznie śmiertelność. Jak zapisano dalej w relacji, jedna z osób na wodzisławskiej parafii zachorowała na tyfus (L. Musioł, 1996 s. 75). Wezwano więc lekarza. Ludzie dowiedzieli się o tym i wkrótce na plebani, gdzie lekarz przyszedł pojawiło się sporo osób, błagających wręcz o wizytę domową. Lekarz udawał się do kolejnych domów, ale ilość oczekujących i proszących o wizytę była ogromna. Już prawie w nocy, po kilkudziesięciu wizytach lekarz przerwał pracę, obiecując wrócić rano. Według jego relacji większość wodzisławian nie była dotknięta tyfusem, ale pomoc lekarska była w ich przypadku niezbędna, większość chorych była bowiem bardzo osłabiona i niedożywiona, i choroba bez zażycia odpowiednich lekarstw mogłaby się skończyć dla chorych śmiercią. 9 lutego zaraza zaczęła rozprzestrzeniać się w całym powiecie wodzisławskim a także w Raciborzu. Zachorowań nie było co prawda jeszcze zbyt wiele w samym Wodzisławiu i nikt nie umarł, ale za to w pod wodzisławskich wówczas jeszcze miejscowościach: Biertutowy i Skrzyszów zaraza wybuchła z pełną siłą (K. Mroczek, 2000, s. 153) . Zamknięto tam szkoły, ilość zachorowań i zmarłych wzrastała zastraszająco, ludzie pozamykali się w domach, miały miejsce pierwsze objawy paniki z jednej strony i rezygnacji z drugiej. Tylko 9 lutego miejscowy proboszcz otrzymał wiadomości o 6 zmarłych osobach. Jeden z ciężko chorych zagubił się. Według relacji jego żony wstał nagle z łóżka i wyszedł, pomimo oporu małżonki, z domu. Nie odnaleziono go jeszcze. Żona zwróciła się po pomoc do sąsiadów, którzy gruntownie przeszukali okolicę. Odnaleziono ślady gołych stóp nieszczęśnika, które prowadziły do Leśnicy (L. Musioł, 1996 s. 76).C:\Users\chudy\Desktop\klęski żywiołowe\images.jpg Ryc. 2 Rzeka Leśnica

 

Prawdopodobnie w jej nurtach chory zakończył życie. Po dwóch dniach choroba zaatakowała Wodzisław Śląski, ofiar śmiertelnych w tym dniu było 11, ludzie w panice pozamykali się w domach a lekarz miał pełne ręce  roboty, przez najbliższy rok choroba wracała i zanikała, nie ma dokładniejszych informacji co się wtedy działo i jakie były straty w ludziach ponieważ wiele akt zostało zniszczonych przez niekompetentne władze miasta. Wiemy tylko ,że nastąpiła wielka bieda, która panowała już od kilku lat w powiecie wodzisławskim i okolicznych powiatach ,ale nie w takim stopniu. W ścisłym centrum Wodzisławia sytuacja nie była dużo lepsza jak i w okolicznych wioskach o czym świadczy odezwa wodzisławskiego burmistrza . Stwierdzał w nim, że w przeciągu ostatniego roku drastycznie wzrosły ceny żywności w Prusach, szczególnie zaś w dotkniętym różnymi plagami Górnym Śląsku. Szczególnie w zimie wzrasta zastraszająco liczba osób, które nie mając stałej pracy, popadają w skrajną biedę i potrzebują pomocy (L. Musioł, 1996 s. 77). Niestety sytuację taką wykorzystują różne indywidua, które za pomocą żebraniny i innych zabiegów wykorzystują dobroć i chęć pomocy mieszkańców miasta i postępują w sposób nieprawny szkodliwy i karalny. Niektórzy rodzice np. zamiast wziąć się do pracy, posyłają swe dzieci na żebry. Dzieci owe zamiast chodzić do szkoły wałęsają się po ulicach. Co gorsze, do miasta przybywają rzesze żebrzącej ludności z okolicznych miejscowości, która zalewa po prostu miasto. Datki i dary wodzisławian, które wspomniani ludzie otrzymują powodują, że do miasta zjeżdża się coraz więcej żebraków, którzy idąc na łatwiznę, zamiast pracować wolą żebrać.

 

3.     Trzęsienie ziemi

 

Może nie było to jakaś wielka klęska dla Wodzisławia Śląskiego aczkolwiek warto o niej wspomnieć ponieważ już w samej Europie trzęsienia ziemi to rzadkość. Polska leży poza głównymi strefami aktywności sejsmicznej i duże trzęsienia zdarzają się u nas niemal że nigdy. Wynika to z faktu, iż na obszarze naszego kraju dominują paleozoiczne i mezozoiczne skały osadowe zalegające na sztywnym podłożu platformy wschodnioeuropejskiej oraz w miarę ustabilizowanym fundamencie krystalicznym objętym paleozoicznymi ruchami orogenicznymi. Sądzi się, że ostatnie naprawdę duże trzęsienia ziemi miały u nas miejsce w okresie fałdowań alpejskich, czyli na przełomie ery mezozoicznej i kenozoicznej. Wówczas to zostały zmienione tektonicznie głównie masywy górskie Sudetów i Gór Świętokrzyskich, w obrębie których powstały liczne uskoki, zręby i rowy tektoniczne. Liczne trzęsienia występowały wówczas również w okolicach Pienińskiego Pasa Skałkowego, który tworzy wyraźną granicę tektoniczną między Karpatami Wewnętrznymi a Karpatami Zewnętrznymi. Od czasu zakończenia orogenezy alpejskiej notowana jest w Polsce raczej „cisza” sejsmiczna. Trzęsienie odczuwalne w Wodzisławiu Śląskim zanotowano 5 stycznia 1858 r. pomiędzy godz. 8.20 a 8.30 wieczorem (F. Henke, 1860, s. 7). W wielu okolicach Górnego Śląska odczuto lekki wstrząs ziemi. Gazety donosiły o tym z Wodzisławia Śląskiego, Raciborza, Gliwic, Pszczyny, Bytomia, Lublińca, Opola, Toszka, Głubczyc, Rybnika i wielu innych miejscowości. W powiecie wodzisławskim trwało ono cztery sekundy i przeszło z południowego wschodu na zachód w dwóch następujących po sobie wstrząsach. Jedna z gazet pokusiła się o wskazanie epicentrum: „zdaje się, że wstrząsy zostały zauważone na przestrzeni kilku mil kwadratowych i wzięły swój początek od Karpat, skąd nadeszły”. Redaktor czasopisma dodał: „Nie zauważono niezwykłych objawów pogody w ostatnich dniach”. Nieliczni świadkowie donosili jedynie, że usłyszeli grzmot i widzieli błyskawice na zachodnim horyzoncie (L. Musioł, 1957, s. 34) . Trzęsienie musiało zrobić mocne wrażenie na całym Górnym Śląsku, bo dzieci i starsi leżący w łóżkach „poczuli ruch z dołu do góry, jakby jakaś zewnętrzna siła miała ich wyrzucić”. Jak się okazało epicentrum rzeczywiście znajdowało się w Karpatach w sąsiedztwie miasta Żylina na Słowacji, gdzie odnotowano duże zniszczenia (F. Henke, 1860, s. 7). Dołożono jednak wszelkich starań, by możliwie dokładnie zbadać je naukowo. Rozchodziło się od swego ogniska pod Żyliną naokoło z szybkością 117,60 m na sekundę czyli 7056 m na minutę. Było krótkie, trwało 3 do 10 sekund; było na ogół poziomo falujące, ale były między tym także wstrząśnienia pionowe i oscylujące; pierwsze wstrząśnienie było zwykle słabe, natomiast drugie lub trzecie bardzo silne, tak że głośno zadrżały szyby w oknach , szkła przechowywane w kredensach mocno zabrzęczały, niektóre drzwi się otwierały, meble zachwiały się i skrzypiały itd.(L. Musioł, 1957, s 35). C:\Users\chudy\Desktop\klęski żywiołowe\4f6d8a4553e52_o.jpg Ryc. 3 Dom mieszkalny w Wodzisławiu Śląskim w XIX w.

Nie spowodowało to wodzisławianom jakiś wielkich szkód ,ale wywołało wielkie zdziwienie i wszach obecny strach przed nadchodzącym nowym niebezpieczeństwem ponieważ na przestrzeni lad przeżyli już pożar, głód, powódź i epidemie tyfusu oraz gradobicie

 

 

 

 

4.     Gradobicie i huragan

 

Straszliwe gradobicie spadło na Wodzisław Śląski i okolice dnia 19 czerwca 1848 roku. Grad był wielkości ludzkich pięści. Niszcząc wszystkie domy oraz uprawy rolne, morale społeczeństwa były bardzo niskie miasto prosperowało strasznie słabo nie dość ,że w mieście panował ogólny głód i walka z żebrakami z innych miast, to następne plony zostały utracone. Ludzie umierali z niedożywienia następnie domostwa zostały totalnie zdruzgotane, miasto nie miało budżetu by każdego wyżywić a tym bardziej by zreperować straty.  Lecz nikt nie spodziewał się ,że po jednym nieszczęściu zaraz nastąpi drugie następnego dnia a dokładnie 20 czerwca 1848 roku, miasto nawiedził wielki huragan dachy wcześniej podziurawione przez grad, zostały zrywane jeden po drugim przez ogromną wichurę. Tego tragicznego dnia na terenach dzisiejszego Jedłownika runęła wieża kościelna i zniszczyła dużą część kościoła pod wezwaniem św. Barbary (K. Cichy, 2003, s. 57).C:\Users\chudy\Desktop\klęski żywiołowe\b50064608ff03990.jpgRyc. 4 Kościół pod wezwaniem św. Barbary

Miasto po tych wydarzeniach zostało całe w strzępach odbudowa trwała długie lata ,ale wodzisławscy mieszkańcy chociaż głodni zmęczeni i cały czas poddawani nowym atakom natury, nie poddawali się i ciągle bronili swojego miasta.

 

 

 

 

Zakończenie

 

Jak opisałem w mojej pracy Wodzisław Śląski w XIX wieku nie był rozpieszczany, musiał walczyć z najróżniejszymi przeciwnościami losu ,ale trzeba też patrzeć z podziwem na mieszkańców którzy się nie poddali nie oddali swojego miasta tylko z każdą następną klęską odbudowywali je jeszcze silniejsze i jeszcze mocniejsze, w przeciągu paru lat wiele ludzi umarło z nienaturalnych powodów, niektórych pochłonęły płomienie  żarzącego się miasta, inny umarli z wyczerpania pod wpływem głodu, wielu zachorwało na tyfus a jeszcze inni zostali poturbowani przez gradobicie bądź zmieceni przez huragan. Historia tego miasta jest bardzo bogata, lecz wielu mieszkańców jej nie zna, czasami powinniśmy w ciszy zastanowić się jak wielu ludzi zginęło abyśmy mogli żyć w takim mieście abyś mogli w nim pracować żyć zakładać rodziny. Można by było posunąć się nawet do stwierdzenia i XIX w. nazwać czarnym wiekiem w historii tego miasta.  Miasto w obecnym czasie jest sprzedawane krok po kroku zachodnim inwestorom, miasto zamiast się rozwijać stoi w miejscu, market powstaje na markecie nikt nie zważa na to że kiedyś nasi przodkowie ginęli byśmy mogli w nim żyć, przeżywać smutki i radości mieć miasto dla siebie żebyśmy to my zakładali firmy i działali i rozwijali naszą gospodarek.  Nie powiem ,że miasto nie ma potencjału przecież musi mieć go bardzo dużo nawet patrząc przez pryzmat wydarzeń opisanych prze zemnie, miasto i ludzie w nim żyjący ciągle brnęli przed siebie.  Każdy z nas powinien sobie odpowiedzieć na ważne pytanie co ja mogę zrobić by żyło się w naszym mieście lepiej a nie narzekać i czekać aż wszystko samo się rozwiąże. Muszę się teraz posunąć do powtórzenia : Świat, w którym żyjemy jest sumą przeszłości, nie można więc lekceważyć dawnych wydarzeń, również tych tragicznych i przysłaniać ich mgłą zapomnienia.
...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin