HISTORJA JEDNEGO LISA
GOŚCIE ZIMOWI.
Nr. ««). /AJ'UJ JA U: C/VI ANKI Nr 260.
DY AKOWSKI
MMI JEDNEGO LISł)
I INNE OPOWIADANIA Z ŻYCIA ZWIERZĄT
Z 10 RYSUNKAMI
Historja jednego lisa.
L
*
Jak para młodych lisów zdobyła mieszkanie?
Był dżdżysty marcowy poranek* Para młodych lisów wracała z nocnego polowania, zmęczona i zziębnięta, wzdychając do ciepłej i bezpiecznej kryjówki, Ale takiej, niestety, nie posiadała właśnie! Dopiero zeszłej jesieni odłączyła się od rodziców, przez całą zimę tułała się po lesic, nocując, gdzie się dało, ale mieszkania nie urządziła sobie jeszcze, bo jakże to kopać zmarzłą ziemię?
Teraz zato czasby już było pomyśleć o tym! Lisom jednakże nie bardzo chciało się pracować; wygodne i ciepłe mieszkanie uśmiechało się im nadzwyczaj, ale praca koło niego, kopanie nory nie nęciło ich wcale. Gdyby tak znaleźć gdzie gotową, wykopaną przez kogo innego i zając ją bez pracy \ kłopotów!
W tym między krzakami dał się słyszeć jakiś szelest i koło lisów przesunął się cicho, z nosem
utkwionym w ziemi, spokojny a ponury borsuk. Lisy spojrzały tylko na siebie i porozumiały się odrazu; borsuk—to mistrz nielada w kopaniu nor i urządzaniu wygodnych mieszkań. Gdyby się tak udało wprowadzić do niego, jużby niczego więcej nie pragnęły. 1 porozumiawszy się oczami, ruszyły zdaleka za borsukiem: niechaj-no tyLko wy-
śledzą jego kryjówkę, to już potrafią wprowadzić się do niej, chociażby właściciel nic bardzo był z tego zadowolony.
Po chwili borsuk doszedł do polanki, na której znajdowało się nieduże wzniesienie, zarosłe gęsto krzakami. Borsuk skierował się ku krzakom, ale zanim wsunął się w nie, rozejrzał się bacznie naokoło; w zaroślach mignęły mu rude futerka
śledzących go lisów. Zwierz obejrzał się, warknął groźnie, ale nic zaczepiając ich, podążył w krzaki i wkrótce znikł im z oczu.
Nie ulegało najmniejszej wątpliwości: tam się znajdowała jego nora. Niecfaaj-no tylko zaśnie w niej, a para rudych hultąjów potrafi wsunąć się do niej chyłkiem. Tymczasem jednak muszą tu moknąć na deszczu, gdy tam borsuk śpi sobie wygodnie w ciepłej norze.
Dokuczyło to wreszcie lisom. Jeden z nich postanowił spróbować szczęścia, wsunął się ay krzaki, odnalazł wkrótce wejście do nory i zamierzał wśliznąć się do niej. Ale borsuk przewidział zamiary lisów i zamiast udać się na wygodny spoczynek do wewnętrznej komory, położył się spać w korytarzu, u wejścia. Zaledwie lisek zajrzał do dziury, usłyszał głuche warczenie i białe zęby gospodarza domu błysnęły w ciemności. Takich gości nie wita się uprzejmie!
Jak niepyszny, lis zawrócił i podążył do swej towarzyszki. Obecnie, nawet myśleć nie można było o wkręceniu się do mieszkania. Ale od czego cierpliwość? Lisy postanowiły nic dawać za wygrali ę i czekać tutaj chociażby do nocy, kiedy borsuk wyruszy na łowy. Odsunęły się tylko nieco, shy mu się nie rzucać tak bardzo w oczy, gdy będzie wychodził; wyszukały sobie możliwie gęste krzaki i tam ułożyły si<; do spoczynku, zerkając jednak co chwila w stronę nory. Kto wie? a nuż borsukowi przyjdzie do głowy wyjść w dzień na przechadzkę.
1 ł
Przeczucie ich nie zawiodło: po niejakim czasie deszcz zaczął się zmniejszać* ustał wkrótce zupełnie, niebo się wyjaśniło i nagle zabłysło na nim słonko. Jakże przyjemnie zaczęło ono ogrzewać drzemiące liski, z jaką rozkoszą poddawały się one działaniu jego ciepłych promieni.
Ale i borsuk w swym korytarzu poczuł, że na świecie pocieplało: obudził się, wyjrzał a nory i postanowił wyjść na słońce. Tyle miesięcy go nie widział, a tak lubił wygrzewać się w jego cieple! Pamiętał jednak o lisach; wyszedszy więc, rozglądał się bacznie na wszystkie strony, ale nic nie zauważył: hultaje skryły się dobrze, a same, chociaż niewidzialne, śledziły go zdaleka.
Nie domyślając się ich obecności, borsuk opuścił zupełnie krzaki, wybrał sobie najbardziej słoneczne miejsce na polance, rozciągnął się jak długi i łechtany miłym ciepłem, leżał nieruchomo, a po chwili zasnął.
Na to czekały lisy: gdy juz im się zdawało, że borsuk śpi na dobre, zerwały się i chyłkiem przekradając się zaroślami, dostały się do jego nory, a następnie wsunęły się w korytarz. Ryl on bardzo długi i prowadził do obszernej komory, w której kilka zwierząt mogłoby się doskonale zmieścić, a którą wygodnicki borsuk zajmował całą dla siebie samego. Było tam ioze w kącie, wygodnie usłane z suchych liści i mchu, było kilka jakby kominów, prowadzących wprost do gótj, , a służących dla przewietrzania i kilka innych bocznych korytarzy, które mogły służyć do ucieczki
w razie niebezpieczeństwa i zajęcia głównego wejścia przez nieprzyjaciela.
Lisy obejrzały wszystko, i następnie, obrawszy sobie jeden kąt na mieszkanie, ułożyły się tam do snu.
Tymczasem słońce dosięgło najwyższego stanowiska na niebie i zaczęto się zniżać. Promienie jego padały coraz ukośni ej i powietrze oziębiło się znowu. Zbudziło to borsuka, który otworzył oczy, przeciągnął się, a widząc, m do wieczora brakuje jeszcze parę godzin i że na nocną wycieczkę zawcześnie, postanowił przespać się jeszcze we własnym mieszkaniu i ruszył do niego z powrotem.
Wchodzi, a tu uderza go zapach jakiegoś obcego zwierzęcia w tej norze, którą zostawił zupełnie pustą. Zaczyna węszyć, szukać i po chwili natrafia na śpiącą parę nieproszonych gości. Lisy obudziły się natychmiast i przedstawiły się gospodarzowi niezbyt uprzejmym warczeniem i pokazaniem białych ostrych zębówT.
— Widzisz, potrzebowałyśmy mieszkania i wprowadziłyśmy się <lo twego, bo jest za obszerne na jedną osobę. Komornego ci płacić nie będziemy, bo i na co ci ono? Ale gdybyś nas chciał wyrzucić, to się nie damy: widzisz te mocne zęby? Mamy zresztą nadzieję, źe nas przyjmiesz na lokatorów i żyć będziemy w zgodzie — zdawały się mówić lisy.
Borsuk także wyszczerzył zęby i warknął, nie zaczepiał jednak lisów: ,,1 ja mam zęby i może-
bym potrafił dać wam radę, ale żem zwierz spo- kojny, nic wam nie zrobię; siedźcie sobie tutaj W rzeczywistości zaś było to wielce wątpliwą rzeczą, czy mógłby dać radę obu lisom. Mrucząc więc gniewnie, podążył do swego kąta i ułożył się ilo sun, myśląc jednak wciąż o tym, jakby się pozbyć niemiłych gości.
Gdy nadszedł wieczór, borsuk umyślnie nie wychodził dłużej z nory, mając nadzieję, żo głodne Lisy wyjdą pierwiej, on zaś tymczasem będzie mógł zasypać wejście, a sam korzystać z innego korytarza. W ten sposób chciał się pozbyć nieproszonych gości. Ale i lisy miały spryt i one czekały cierpliwie, choć głód dawał się im porządnie we znaki.
Znudziło się wreszcie czekać borsukowi i wyszedł z nory, licząc na to, że i lisy także opuszczą ją wówczas, a on tymczasem wróci wcześniej niż zwykle i zamknie się w niej. Lisy jednak były sprytniejsze, niż sądził borsuk: postanowiły one nie opuszczać nory razom, lecz najpierw wybiegi iis, upolował parę myszek i co prędzej wrócił do nory, a wówczas dopiero wymknęła się z niej liszka.
Tymczasem borsuk również nie bawił długo, ale zaspokoiwszy pierwszy głód, dążył śpiesznio do mieszkania. W drodze mignęła mu się liszka, biegnąca na łowy. Ucieszył się z togo biedak, bo myślał, że nora jest pusta, i tym spieszniej podreptał do niej, Wchodzi, ale jeszcze nie zdą-
żył się w niej rozejrzeć, aż z kąta doszło go nieprzyjazne warczenie.
Zdumiał się borsuk. Pomyślał sobie, źe ciężko będzie mu pozbyć się nieproszonych gości.
— Dzień dobry, panie gospodarzu, witał go lis, jestem tutaj, niech pan daremnie się nie trudzi i nie kłopocze o nas. Dobrze nam tutaj i niczego nam nie braknie, a sumiennie pilnujemy . pańskiego mieszkania: gdy ja jestem głodny, moja żona zostaje na straży, a gdy ona musi wyjść, ja zastępuję ją tutaj. Możesz pan być spokojny, nie damy tu wejść nikomu i bronić będziemy mieszkania, jakbyś i pan sam nie potrafił. Ale też za to nie wyprowadzimy się stąd w żadnym razie — słychać było w jego warczeniu.
Cóż miał robić biedny borsuk? Westchnął ciężko i wyruszył znów na łowy i poszukiwanie żywności, straciwszy nadzieję pozbycia się lisów. Z rozpaczy włóczył się po lesie dłużej, niż zwykle i wrócił do domu późnym rankiem, kiedy już jasno było na dobre. Zastał, naturalnie, obu swych lokatorów na miejscu: lisy mniej jadły tej nocy, ale za to zdobyły sobie mieszkanie. Trzeba tylko pomieszkać tu jakiś czas i oswoić borsuka ze sobą, a wówczas już będziemy wychodzić na łowy jednocześnie i na dłużej, wtedy wynagrodzimy sobie ten przymusowy głód obecny.
Borsuk próbował jeszcze parę razy pozbyć się lisów, wpadając nagle do nory w nocy, ale zawsze zastawał któregoś na warcie. Wreszcie dai za wygranę t pogodził się z losem.
Za to lisy, nie poprzestając na tym, źe miały kąt spokojny i wygodny, postanowiły zawładnąć całym mieszkaniem. Rzucać się na borsuka nie chciały, bo po co daremnie narażać się na walkę i rany? Zresztą borsuk jest dość silny i nie dałby pobić się tak łatwo. Lepiej to zrobić [>o cichu, bez hałasów i kłótni.
Borsuk jest nadzwyczaj porządnym stworzeniem: obiady i kolacje jada zawsze po za domem i nie przynosi do nory nigdy am kosteczek, ani żadnych innych resztek jedzenia, wogóle nie znosi w niej najmniejszego nieporządku. Wiedziały o tym dobrze lisy: same one nigdy tak dalece nie przepadały za porządkiem, teraz zaś chciały koniecznie zohydzić borsukowi jego własne mieszkanie, aby tym sposobem zmusić go do opuszczenia nory i pozostawienia im zupełnej swobody.
Zaczęły więc znosić do nory każdą upolowaną zdobycz i pożerać ją tutaj, zanieczyszczając wszyst- kie kąty w sposób niemożliwy. Czysta i starannie utrzymana nora borsuka przybrała wstrętny wygląd: tutaj leżały ogryzione kości i porozrzucane pióra biednej kury, którą pan lis przyniósł aż ze wsi' tam walały się niemile pachnące niedojedzo- ne resztki ryb, które i mci pani liszka sprytnie wyłowiła w poblizkim potoku; tam znów można było zobaczyć kości zająca upolowanego lia sąsiednim polu. Słowem, wszędzie brud, nieporządek, zaduch nie do wytrzymania, nawet kominy wentylacyjne nic na to nie mogły pomóc*
Kręcił się biedny borsuk, próbował przy z wy
czaić się do tych zapachów i do tego nieładu, ale nap różno, miał nos zbyt delikatny, a od dzieciństwa przywykł do czystości i porządku i nie mógł za nic oswoić się z brudem, jaki teraz zapanował w mieszkaniu.
Czekał, myślał, aż wreszcie, nie mogąc dłużej wytrzymać, postanowił pozostawić swą norę na pastwę lisom, a dla siebie wykopać inną, nową, Wyszedszy też jednego wieczoru, nie wrócił więcej; nabiedował się, napracował ciężko, nocował długa w krzakach> ale za to wykopał sobie jeszcze piękniejszą jamę, aż na drugim końcu iasu.
Pozbywszy się gospodarza, lisy nie posiadały się z radości: bez pracy i wysiłku zdobyły sobie tak wygodne, piękne i obszerne mieszkanie, jakiego same może nawet nie potrafiłyby wykopać, 1 eraz dopiero zaczęło się dla nich wesołe i wygodne życie: w dzień spały w jamie, a całe noce spędzały na łowach, najadając się do syta i jeszcze znosząc całe zapasy myszy lub ptaszków do nory, na wypadek, gdyby im w ciągu dnia zachciał-) się jeść,
11.
Figle, zabawy i nauka młodych lisków.
Minęło kilka tygodni i nora lisów ożywiła się ogromnie: obok pary rodziców, znajdowało się w niej teraz sześcioro małych lisiąt, które pisz* e/,ały i skomliły bezu stanku. Niezdarne to było
i niezaradne bardzo: ślepe, głuche, nie umiejące nie tylko chodzić, ale nawet stać dobrze. Co chwila to jedno, to drugie chciało chodzić i padało: popychały się wzajem nie* a wszystkie razem z piskiem tłoczyły się do matki.
Matka z dumą i miłością spoglądała na swe pociechy, gładząc je i liżąc językiem, żeby miały porządny wygląd. To też brunatne ich włoski leżały gładko i lśniły się, a małe lisięta, grube i pękate, z żółtą przepaską na czole i białym końcem ogona wyglądały wcale ładnie.
Ale też kłopotu miała matka z niemi nie mało: prawie zupełnie nie mogła oddalić się od dzieci, bo małe żarłoki domagały się ciągle pokarmu. Dopiero wtedy, gdy nasycone zdrzemnęły się nieco, liszka mogła wybiec na chwilę i upolować parę myszek. O ściganiu zajączków lub kuropatw w polu, o wycieczkach na wieś po tłuste kury lub gęsi, nie mogła myśleć nawet: ledwie jako tako podjadła w najbliższym sąsiedztwie nory l zaraz musiała wracać do dzieci.
Lisięta rosły powoli i ciągle wymagały troskliwych starań i wielkiej opieki: parę tygodni upłynęło, zanim się im otworzyły uszy i oczy, zanim nauczyły się łazić po całej norze. Ale jednocześnie powyrzynały się im zęby i małe liski potrzebowały już posilniejszegu pokarmu.
Wówczas matka musiała częściej wychodzić i znosiła dzieciom myszy, drobne ptaszki, jaszczurki, żaby, owady. Liski zaś miały tak nienasycone apetyty, ze matka dla siebie nie miała
prawie zupełnie czasu ...
gwatemala12