Żywioły.rtf

(521 KB) Pobierz
Ż y w i o ł y

Ż y w i o ł y

 

 

Żeglarze daremnie wypatrywali wiatru. Gałęzie drzew sterczały nieruchomo. Liście z rzadka poruszało chwilowe tchnienie powietrza przesuwającego się znad wody w stronę łąk, bardziej nagrzanych. Taflę wody marszczyła wtedy drobna fala, od której maszty łodzi przycumowanych do pomostu kreśliły małe kółeczka i ósemki na tle przymglonego nieba. Tylko kajaki i rowery wodne snuły się leniwie po jeziorze.

Kilkoro młodych ludzi siedziało z kartami w rękach wokół koca rozłożonego na trawie. Piotr grał z Pawłem przeciwko Agacie i Andrzejowi. Filomena pauzowała; kibicowała Andrzejowi, swojemu mężowi.

    Mamo! Mamo! — rozległo się wołanie od strony brzegu. — Mamo, chodź tu prędko!

Wszyscy spojrzeli z niepokojem w kierunku wody, lecz powrócili do kart, widząc, że dziewczynka stoi bezpiecznie na brzegu i tylko wyciąga rękę w stronę kilku łabędzi.

Filomena z zadowoleniem skorzystała z okazji, aby oderwać się od grających i żwawo ruszyła w stronę córki.

    Co się stało?

    Popatrz, popatrz! Ten łabądź ma złamaną nogę!

  Łabędź, Bea, zapamiętaj wreszcie, łabędź! Nie: łabądź!

    Dobrze, dobrze, ale popatrz na jego nogę! Aż zawinęła mu się na plecy!

    Nie martw się! Łabędzie tak często pływają, zwłaszcza młode. Popatrz dobrze, on sobie spokojnie jedną nogą wiosłuje, a drugą trzyma na plecach.

    Ale dlaczego?

    Bo ja wiem... Może wygrzewa ją do słońca? Cały dzień trzyma nogi w zimnej wodzie... Ty pewnie też byś zmarzła!

    Żartujesz!

    Tak, Beatko, żartuję! Ale ja naprawdę nie wiem. Chodź, zapytamy naszych. Może ktoś wie — Filomena wzięła Beatkę za rękę.

Sześcioletnia dziewczynka, w samych majteczkach, była ładnie, równo opalona. Proste włosy, z jaśniejszymi pasemkami, były u czubka głowy związane w długi koński ogon. Zwracała do matki buzię o dziecięcych, ale zadziwiająco regularnych pięknych rysach i ciemnoniebieskich oczach w oprawie z długich rzęs i wyraźnych ciemnych łuków brwi.

Filomena była zgrabną, dobrze zbudowaną młodą kobietą, o jasnej karnacji. Niebieskie oczy były osadzone w twarzy o wyraźnych rysach i wydatnych miękkich ustach. Mogła z powodzeniem uchodzić za starszą siostrę Beaty.

Kiedy zbliżyły się do brydżystów, ci skończyli właśnie robra. Podnieśli się, aby rozprostować kości.

    Kto wygrał? — zapytała Filomena.

    Któżby! Piotr i Paweł — odpowiedział Andrzej.

    Nie trudno zgadnąć, kto pomaga parze o takich imionach! — dodała Agata.

    Ciągnijcie. Najmłodsza odpada — rzekł Paweł rozsypując karty na kocu. — Ty już odpoczywałaś i teraz grasz bez losowania — zwrócił się do Filomeny.

Po odkryciu kart okazało się, że najmłodszą ma Paweł.

    Idę wykąpać się w Kociołku. Może zdążę wrócić na następnego robra — powiedział Paweł. — Ale nie czekajcie na mnie!

Odszedł w stronę swego namiotu. Wahał się krótką chwilę przy butlach aparatu do nurkowania. Obejrzał się w stronę towarzystwa i spotkał się ze spojrzeniem Filomeny. W końcu wziął tylko duży ręcznik kąpielowy i poszedł w stronę lasu.

Pozostali rozlosowali skład par do kolejnej gry. Andrzej grał z żoną, a Piotr z Agatą. Byli zadowoleni; lubili grać razem i chociaż nie byli mistrzami w brydżu, rozumieli się dobrze w licytacji i w rozgrywce.

    Mamo! Zapomniałaś?! — upomniała się Beatka, która niecierpliwie czekała na zakończenie karcianego rytuału losowania par.

    Już, kochanie! Nie zapomniałam — odpowiedziała Filomena. — Ale spytaj sama.

    Dlaczego łabą... łabędź pływa z nogą na plecach? — spytała dziewczynka; wodziła wzrokiem kolejno po obecnych.

Ci spojrzeli po sobie z zakłopotaniem.

    Z nogą na plecach? — zdziwił się Andrzej. — Może chory? Może złamał nogę?... Kto daje karty? — próbował zmienić temat.

    Też to zaobserwowałam, ale nie wiem, Beatko — przyznała Agata i zerknęła w stronę Piotra.

    Nic na ten temat nie czytałem ani nie słyszałem — powiedział Piotr. — W naturze mało rzeczy dzieje się bez sensu. Może i w tym wypadku jest jakieś logiczne wytłumaczenie.

    Mama myśli, że on sobie grzeje nogę do słońca, bo mu w wodzie zimno — podpowiedziała Beata.

    O! W tym coś może być! Może, na przykład, próbuje pozbyć się jakichś pasożytów, które żyją tylko w wodzie? — zastanawiał się Piotr.

Aga popatrzyła na niego z uznaniem. Tłumaczyli małej, co to takiego pasożyty, kiedy rozległo się donośne bębnienie w patelnię. 

    To pan Zbigniew. Posłuchajmy, co nam dziś zaproponuje! — rzekła Filomena.

Pan Zbigniew, dla przyciągnięcia uwagi przybrany w duży damski słomkowy kapelusz, stał w środku pola namiotowego. Otaczała go gromadka dzieciaków.

    Proszę szanownej publiczności! — wołał pan Zbigniew. — Dziś po zachodzie słońca rozpalamy wielkie ognisko zapoznawczo-pożegnalne! Żegnamy z łezką tych, którzy już muszą odjechać. Powitamy nowo przybyłych! Zapewniamy wspaniałą zabawę i tyczki do pieczenia kiełbasek! Kiełbaski, trunki, zakąski i sprzęt do siedzenia – we własnym zakresie! Prosimy przynieść koniecznie latarki elektryczne; będą bardzo potrzebne! Zapraszamy, proszę niezawodnej frekwencji! — zakończył swój apel znanym powiedzonkiem telewizyjnych komików Friko i Koko.

Z różnych zakątków biwaku rozległy się oklaski i akceptujące okrzyki.

    I co? Pójdziemy? Co na to nasze panie? — zapytał Piotr.

    Jasne! Idziemy! — zawołała najmłodsza z pań, uprzedzając i wykluczając z góry ewentualne pomysły pozostawienia jej w namiocie.

    Dlaczego nie? Możemy pójść, prawda? Co myślisz, Andrzeju? — zwróciła się Filomena do męża.

    Hałas taki będzie, że i tak spać się nie da — zgodził się Andrzej bez entuzjazmu.

Piotr patrzył pytająco na Agatę, która z kolei jemu zajrzała głęboko w oczy.

    Może posiedzimy trochę. Ale nie za długo, bo mamy na jutro plany i musimy się wyspać — rzekła, a oczy Piotra powiedziały jej, że jest zachwycony jej deklaracją.

Filomenie przyszło coś widocznie na myśl, bo odezwała się, zanim zasiedli do kart:

    Bea, pograsz trochę za mnie z tatą? Muszę rozejrzeć się w naszym prowiancie!

    Jasne! — powtórzyła Beatka z zapałem swój okrzyk.

    Ty grasz już w brydża? — zdziwił się Piotr.

    I to jak! — ożywił się Andrzej z widoczną dumą. — Rozgrywa i impasuje jak w jasnowidzeniu! A i szlemika wylicytuje przez dwa trefelki jak z nut!

Istotnie, Beatka zaraz w pierwszym rozdaniu zrobiła partię czterema pikami z nad-róbką. Filomena powróciła z namiotu z zafrasowaną miną.

    Nie mamy już świeżej wędliny; same konserwy — powiedziała. — Z butelek też się nie przelewa! – dodała patrząc na Andrzeja.

    Ja nie zostaję! Mowy nie ma! — zawołała rezolutnie Beata, która w lot pojęła, co się święci.

    To co? Może ją weźmiesz ze sobą? W trójkę kajakiem nie popłyniemy, patrole kręcą się po jeziorze... — Filomena wyczekująco wpatrywała się w Andrzeja.

    Dobrze, możemy jechać — zgodził się Andrzej.

    Płyniemy, płyniemy! — dziewczynka już podskakiwała uradowana.

    Kupić coś dla was? — zapytał Andrzej Piotra i Agatę.

    Mamy już tylko skrawek myśliwskiej. Może kilogram suchej krakowskiej albo jałowcowej? — Aga spojrzała na Piotra.

    I ze dwie butelki wina — powiedział. — Czerwone, półsłodkie, jakieś południowe... Może będzie kadarka? Zresztą – według twego uznania! — dodał.

    I dziękujemy! — dopowiedziała Aga. — Jak będzie wiatr dla naszej Mewy, to się zrewanżujemy!

    Tu macie siatki i pieniądze. Bea, ubierz dres; na wodzie zawsze ciągnie! Dla ciebie bluza jest w siatce — zwróciła się Filomena do męża. — Ja tymczasem przejdę się do lasu na jagody!

    Jak chcesz. Chodź, Bea! — Andrzej zachmurzył się i ruszył w stronę brzegu.

Najbliższy wiejski sklep spożywczy był w Jerzwałdzie, na przeciwległym brzegu Jeziora Płaskiego. Można tam było dotrzeć drogą wiodącą przez las i pola wokół jeziora, ale mieszkańcy namiotów – żeglarze i wioślarze – wybierali zwykle krótszą i przyjemniejszą drogę wodną.

Beatka wzięła ojca za rękę. Dreptała przy nim drobnym kroczkiem i o czymś żywo opowiadała zachodząc go czasem od przodu i z podniesioną głową zaglądając mu w oczy. Na brzegu zobaczyli małego pieska.

    Patrz, tata! Proszek! Weźmiemy go, co?

Mały terierek, o długiej siwej sierści i sterczących uszkach, był maskotką biwaku. Musiał mieć w pobliżu swoich państwa, bo zawsze był czysty i nie żebrał o jedzenie, choć nie odmawiał przyjmowania łakoci. Prowadził jednak samodzielny żywot i większość dnia spędzał na przystani. Przepadał za pływaniem na łodziach i od wszystkich dopraszał się zabierania na jezioro. Z tego powodu, a również z powodu miniaturowego wzrostu i popielatego koloru przezwano go Proszkiem. Także i teraz zaczął biegać od Pawła i Beatki do kajaka i z powrotem, obskakiwał ich i łasił się.

    Dobrze, niech płynie z nami. Kapok, Betka!

Dziewczynka spojrzała na ojca wzrokiem błagającym o litość, ale zrezygnowała z oporu, w tej sprawie zupełnie daremnego.

Piotr patrzył za nimi z miękkim uśmiechem.

    Hej! Mój chłopiec wypatruje sobie oczy za obcymi babami! Protestuję! Tu jest twoja kobieta; na nią masz patrzeć i świata poza nią nie widzieć!

Aga podeszła do Piotra, trąciła go zaczepnie biodrem, objęła wpół i zwróciła jego twarz ku sobie. Nie pominęła okazji do krótkiego pocałunku.

    Gdybyś mi przyrzekła... — zaczął Piotr.

    Najmilszy mój! — wpadła mu w słowo dziewczyna. — Nie mogłabym ci nawet przyrzec, że to byłaby dziewczynka! Co, jak zresztą wiesz, zależy wyłącznie od twojego wkładu... genetycznego; od twoich chromosomów, tych różnych X-ów i Y-ów. Jakże więc mogłabym obiecać ci stworzenie tak mądre i śliczne jak to dziecko!

    Gdyby była podobna do ciebie, a to przecież bardzo możliwe... Beatka jest zadziwiająco do ciebie podobna!

    Dziękuję ci! Przyjmuję to jako bardzo subtelny komplement. Porównałeś mnie z niezwykle urodziwą, przepiękną młodą kobietą, o którą na szczęście nie potrzebuję być zazdrosna. Na razie przynajmniej! Ale nie wiem, czy zgodzę się przyjechać z tobą nad to jezioro za – powiedzmy – 10 lat!

    Słuchaj no! A może ty już teraz widzisz w tej małej... kobietę?! — zawołała nagle z niepokojem nie do końca udawanym. — Nie wiem nic o twoich skłonnościach!

    Aga! Dokąd ty myślisz!... Moje skłonności znasz znakomicie! Przyznaję jednak, że w tej dziewczynce dostrzegam nie tylko szmaragdowe oczy...

    Oho! Zauważyłeś nawet kolor jej oczu! A tak dla ścisłości: one są szafirowe, a nie szmaragdowe!

    ... Nie tylko jej niebieskie oczy, ale i jakiś przedziwny czar, urok! — ciągnął Piotr nieubłaganie, ale patrzył teraz z uśmiechem w oczy swojej dziewczyny. — Skąd ja znam ten urok?...

    Mała sprytna kokietka i tyle! Ale skoro ci się podoba, bo jest podobna do mnie – niech jej będzie! Może i jesteśmy odrobinę podobne, ale ty, jak prawdziwy mężczyzna, zobaczyłeś nas obie uczesane w koński ogon i już widzisz wielkie podobieństwo!... A wiesz... — mówiła ciszej Aga — gdyby ta dziewczynka, ta nasza... miała główkę podobną do mojej z wierzchu, ale do twojej w środku, to kto wie, czy nie byłaby jeszcze... jeszcze wspanialsza od Beatki?...

    Teraz ja ci dziękuję za komplement! To jak z tą inną dziewczynką? Idziemy do namiotu? Trzeba się wprawiać!

    Niezbyt romantycznie zabrzmiało mi to miłosne zaproszenie, ale bezbłędnie odczytałeś pragnienie... mego serca! Pójdź mój miły! — Aga żartobliwie popchnęła Piotra w stronę namiotu, ale natychmiast wyhamowała.

    A może przedtem popływalibyśmy w Kociołku, co o tym myślisz? — znacząco spojrzała mu w oczy.

    I czyja głowa tu mądrzejsza! Kto z nas roztropniej myśli do przodu! — westchnął Piotr. — Chodź moja czyścioszko! Umyjemy dziewczynę! Dla mnie ją umyjemy! Ha, ha! — Piotr nawiązał do tekstu wspaniałej piosenki niezrównanych Dwóch Starszych Panów, Jeremiego Przybory i Jerzego Wasowskiego.

    I chłopca też umyjemy!  Zgadnij dla kogo!— szepnęła mu prosto do ucha Agata, a on zrozumiał, co mu właśnie przyobiecała.

Karty i inne drobiazgi zebrane z koców schowali w namiocie, przebrali się w stroje kąpielowe i ruszyli w stronę lasu.

Jezioro Płaskie - odnoga wielkiego Jezioraka – rozległe, o nagich nie zalesionych brzegach, dobrze nadawało się do żeglowania, ale gliniaste dno i zielona woda nie zachęcały do kąpieli. Za to w pobliskim lesie znajdował się istny cud natury: małe jeziorko o średnicy około dwustu metrów, okrągłe, jakby je ktoś cyrklem zakreślił. Zwano je Kociołkiem. Kryształowa głęboka woda ukazywała jak w soczewce czyste piaszczyste dno i nieliczne dziwaczne rybki z ostrymi kolcami. Drewniany pomost, rzucony od brzegu, ułatwiał zejście do wody. Opowiadano sobie, że jezioro jest zasilane ze źródła wodą o składzie niesprzyjającym żywym organizmom i doradzano umiarkowanie w korzystaniu z kąpieli. Może dzięki tej plotce Kociołek nie był zbyt tłumnie nawiedzany i kąpiel w nim była prawdziwą przyjemnością.

Agata i Piotr doszli do rozwidlenia ścieżki wijącej się przez las, między wybujałymi kępami laskowego orzecha o drobnych jeszcze, zielonych owocach. Po prawej stronie sosny rozrzedzały się i widać było jasność bijącą od tafli wody. Dziewczyna powstrzymała Piotra.

    Pójdziemy na chwilę w jagody? Może trafimy na poziomki? Wiesz, że po kąpieli będziemy mokrzy i nie będzie nam się chciało!

    Tym bardziej, że po kąpieli mamy inne plany, prawda? — przypomniał Piotr.

    Ale, ale! Jakie to nasze plany na jutro miałaś na myśli, kiedy powiedziałaś, że musimy się wyspać? Ja sobie nie przypominam żadnych.

Agata przysunęła się do Piotra i ze skruszoną niby to miną opuściła głowę.

    Żadnych konkretnych. Ale byłam pewna, że mój pan i władca jakoweś wymyśli. I nie pomyliłam się. Wymyślił nawet wcześniej, niż się spodziewałam i właśnie przed chwi­lą o nich wspomniał!

    Moja jasnowidząca wróżka! Ale czy jesteś pewna, że to mój plan?

    A kto zaproponował wprawki w namiocie?... Ja, skromna dziewczyna, dotychczas jeszcze się nie domyślam, co się za tym kryje!

    A kto wpadł na pomysł z wielkim myciem... i w jakim celu? Pojęcia nie mam!

Piotr przygarnął do siebie dziewczynę. Weszła w jego objęcia i, jak zawsze, przylgnęła do niego całym ciałem, teraz ledwie osłoniętym kostiumem kąpielowym.

    Piotruś, mój słodki! — szepnęła mu do ucha, kiedy uścisk mężczyzny przedłużał się, a jego ręce zaczęły błądzić po jej plecach i biodrach. — Chcesz mnie? Tu? Teraz? Wiesz, że gotowa jestem z tobą zawsze i wszędzie! Na śródmiejskim rynku, jeśli zechcesz. Ale może wykonamy twój plan? Nasz plan? Za godzinkę – taką malutką, krótką godzinkę – w zacisznym namiocie?

    Masz rację. Nawet mi to na rękę, bo mam teraz wielką ochotę na kąpiel raczej!

Piotr zapanował nad przypływem pożądania. Żartem rozładował nastrój i uwolnił Agatę z objęć.

    A przed kąpielą – na jagódki! — postawiła Aga na swoim, ciągnąc Piotra w lewe odgałęzienie ścieżki, biegnące w stronę gęstego młodnika.

Po chwili zeszli z drogi i zaczęli w ciszy skubać drobne fioletowe owoce. Posuwali się wolno między krzewami, brodząc w wysokiej trawie. W pewnym momencie Aga posłyszała jakieś nieokreślone odgłosy - jakby westchnienia, szepty, jęki... Zatrzymała się i z palcem na ustach przywołała gestem Piotra. Za gęstym krzakiem leszczyny zobaczyli małą polankę. Na kolorowym rozłożonym na trawie ręczniku leżała naga kobieta. Między jej szeroko rozrzuconymi uniesionymi kolanami poruszały się miarowo jaśniejsze, nieopalone męskie pośladki. Kobieta przyciskała ramionami mężczyznę do piersi. W leżącej bokiem twarzy o przymkniętych oczach rozpoznali zmienione namiętnością rysy Filomeny. Twarzy mężczyzny nie widzieli, ale czarne faliste włosy mogły należeć tylko do Pawła. Podobnie, jak odrzucone na bok ciemnozielone wełniane kąpielówki.

Piotr i Agata wycofali się po cichu, niezauważeni przez zajętych sobą kochanków. Milczeli zażenowani tym, że wkroczyli w obcą sferę intymności. Przyszło im na myśl, że przecież oni sami dziesiątki, setki razy kochali się w podobnej leśnej albo nawet parkowej scenerii. Czy ich też ktoś podglądał?

Ich myśli prędko przeniosły się na osoby Filomeny, Andrzeja i jego rodzonego brata, Pawła. Ogarnął ich dziwny żal nad dramatem tych trojga, czworga – jeśli uwzględnić nieświadomą rzeczy dziewczynkę, Beatkę. Ale czy inteligentne i wrażliwe dziecko rzeczywiście niczego nie dostrzegało, nie odczuwało przynajmniej?

Piotr i Agata instynktownie czuli, że powinni zachować spokój i trzymać się swego planu. Poszli w stronę Kociołka. Byli prawie sami. Tylko na przeciwległym brzegu kilkoro dzieciaków brodziło w wodzie. Z rozbiegu skoczyli z klekoczącego deskami pomostu. Górą woda była ciepła, nagrzana. Pływali płasko, żabką, unikając zetknięcia z głębszymi, chłodnymi warstwami.

Wrócili do pomostu. Woda była bardzo głęboka i musieli podpłynąć zupełnie blisko brzegu, aby stanąć na dnie. Piotr rozejrzał się dokoła i stanął za Agatą zanurzoną po szyję i trzymającą się rękami pomostu.

    Pora na mycie!— odezwał się cicho i począł gładzić pod wodą ciało dziewczyny.

Nie broniła się. Uniosła nawet posłusznie łokcie, aby mógł sięgnąć do jej piersi pod utrudniającym dostęp jednoczęściowym kostiumem. Przywarła do niego plecami i...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin