Orczy Eldorado.txt

(503 KB) Pobierz
Baronowa Orczy

Eldorado

Od wydawnictwa "Eldorado" jest dalszym cišgiem ksišżki pt. "Szkarłatny kwiat". W 
Paryżu, w okresie największego terroru rewolucji francuskiej działa tajemniczy 
"Szkarłatny Kwiat", który ratuje niewinnych ludzi od mierci. Policja dużo by 
dała, aby wpać na jego trop. Owym tajemniczym, nieuchwytnym bohaterem jest 
młody Anglik, który wraz z grupš przyjaciół utworzył tajnš ligę. Jeden z jej 
członków, Armand, zakochuje się w aktorce i swym nieostrożnym zachowaniem 
naprowadza policję na trop "Szkarłatnego Kwiata". Dostaje się on do więzienia 
oskarżony o uprowadzenie syna Ludwika XVI aresztowanego przez rewolucjonistów. 
"Szkarłatny Kwiat" bestialsko torturowany zgadza się na wydanie młodego delfina. 
Komisarz policji w licznej asycie i w towarzystwie "Szkarłatnego Kwiata" i jego 
ukochanej jadš do rzekomej kryjówki syna Ludwika XVI. Jest to jednak podstęp. 
Czy naszemu bohaterowi uda się uratować i czy Armand odzyska swojš pięknš 
aktorkę? O tym już opowie ta ksišżka. Wstęp Tyle mylnych twierdzeń wkradło się w 
ostatnich latach do opinii badaczy i ogółu czytelników o tożsamoci 
"Szkarłatnego Kwiatu" z monarchistš gaskońskim, znanym w historii pod nazwiskiem 
barona de Batza, że chwila wydaje mi się odpowiednia do wywietlenia wszelkich 
pod tym względem wštpliwoci. Osoba "Szkarłatnego Kwiatu" nie ma nic wspólnego 
ze spiskowcem baronem de Batzem i każdy dojdzie do przekonania, zbadawszy 
pobieżnie nawet tę sprawę, że wielkie i zasadnicze różnice zachodzš u tych dwóch 
ludzi w ich charakterze, indywidualnoci, a przede wszystkim w ich dšżeniach. 
Według kilku historyków, baron de Batz był głównym agentem szeroko rozstawionej 
sieci konspiracyjnej, podtrzymywanej zagranicznymi funduszami, zarówno 
angielskimi jak i austriackimi, a majšcej na celu obalenie rzšdu 
republikańskiego i wskrzeszenie monarchii we Francji. Nie ulega wštpliwoci, że 
aby osišgnšć ten przewrót polityczny, baron de Batz używał wszelkich sposobów, 
osłabiajšcych rzšd rewolucyjny i wzbudzajšcych nienawić oraz niezgodę pomiędzy 
jego członkami, przez co Konwencja stawała się wielkim żerowiskiem dzikich, 
nigdy nienasyconych zwierzšt rozszarpujšcych się wzajemnie. Ci sami historycy, 
którzy wierzyli niezachwianie w tak zwane zagraniczne sprzysiężenie, przypisujš 
intrygom barona de Batza każde ważniejsze zdarzenie podczas wielkiej rewolucji, 
jak: upadek żyrondystów, ucieczkę delfina z Temple, mierć Robespierre'a. On to, 
twierdzš, podburzał Robespierre'a przeciw Dantonowi, H~eberta przeciwko 
Robespierre'owi. Jego podszeptom przypisywać można rze wrzeniowš, okrucieństwa 
w Nantes i w miesišcu termidor więtokradztwa i pławienie; a wszystko to de Batz 
czynił w tym celu, by sekcje zgromadzenia narodowego, współzawodniczšc w 
okrucieństwach, zwróciły się w końcu przeciw sobie i jak Sardanapal spłonęły 
wraz ze swymi orgiami na wielkiej hekatombie rozpadajšcej się anarchii. Czy ten 
potężny wpływ de Batza na wypadki dziejowe był prawdziwy lub zmylony, nie tu 
należy badać. Jedynym celem naszym jest wykazać różnicę zachodzšcš między nim a 
"Szkarłatnym Kwiatem". Baron de Batz był spiskowcem, nie rozporzšdzajšcym wcale 
własnymi rodkami, lecz otrzymywał fundusze z zagranicy. Był jednym z tych 
ludzi, którzy nie majš nic do stracenia, ale dużo do zyskania i rzucajš się 
lepo w wir polityki międzynarodowej. Choć niejednokrotnie usiłował wyratować 
Ludwika XVI, królowš i rodzinę królewskš z więzienia i mierci, próby jego 
zostały, jak wiemy bezowocne. Nigdy nie przyszedł z pomocš innym niewinnym 
ofiarom, które choć mniej wysokiego pochodzenia, były również męczennikami 
najkrwawszej rewolucji, jaka kiedykolwiek wstrzšsnęła posadami cywilizowanego 
wiata. Co więcej, gdy 29 prairiala (dziewišty miesišc francuskiego kalendarza 
republikańskiego, maj - czerwiec) nieszczęliwi ludzie, mężczyni i kobiety, 
zostali skazani i cięci za udział w tzw. zagranicznym sprzysiężeniu, de Batz, 
który uważany jest powszechnie za głównego agitatora tego ruchu, nie uczynił 
najlżejszego wysiłku, by ratować swych towarzyszy lub co najmniej zginšć przy 
ich boku. I jeżeli przypomnimy sobie ofiary kobiece z dnia 29 prairiala, jak: 
paniš Grandmaison, wiernš stronniczkę de Batza, pięknš Emilię de St. Amaranthe, 
małš Cecylię Renault, dziecko, nie liczšce jeszcze 16 lat i męskie, jak: 
Michonisa, Roussela, oddanych sług de Batza, barona de la L~ezardi~ere i 
hrabiego de St. Maurice, jego przyjaciół, to nie możemy mieć najlżejszej 
wštpliwoci, że spiskowiec gaskoński i angielski gentleman sš odmiennymi 
postaciami. Cel Anglika nie był wcale polityczny. Nie intrygował nigdy dla 
przywrócenia monarchii lub zniesienia republiki, którš pogardzał. Jedynš jego 
troskš było wycišganie bratniej ręki ku nieszczęliwym, którzy przywišzani do 
swych dóbr, religii i dawnej tradycji, wpadli w sieci zastawione przez własnych 
rodaków. "Szkarłatny Kwiat" nie pragnšł karać winnych, lecz ratować niewinnych. 
Dla swoich celów narażał życie, ilekroć stawał na ziemi francuskiej, dla nich 
powięcał mienie i własne szczęcie rodzinne. Poza tym twierdzono, że spiskowiec 
francuski miał w samym łonie Konwencji towarzyszy, którzy byli doć wpływowi i 
potężni, by zapewnić mu bezpieczeństwo. Anglik przeciwnie, miał przeciwko sobie 
całš Francję. Baron de Batz nigdy nie zadowolił własnej ambicji i niczego nie 
dokonał, "Szkarłatny Kwiat" za jest postaciš, z której cały naród angielski 
słusznie może być dumny. Częć pierwsza Rozdział I W teatrze "National" A teraz 
ludowi przypadło w udziale bawić się, tańczyć, uczęszczać do teatrów i słuchać 
muzyki w otwartych kawiarniach w "Palais Royal". Powstawały nowe mody, krawcowe 
wystawiały wieże modele sukien, a i złotnicy nie próżnowali. Ohydny cynizm, 
zrodzony pod wpływem nieustannego niebezpieczeństwa, nazwał pewien krój tunik 
wymylnš nazwš, która była aluzjš do gilotyny. Jedynie przez trzy wieczory w 
cišgu tych pamiętnych czterech i pół lat teatry były zamknięte: bezporednio po 
strasznym dniu rzezi 2 wrzenia w więzieniu de l'Abbaye, gdy cały Paryż zatrzšsł 
się od zgrozy, a krzyki mordowanych zagłuszyłyby oklaski widzów, których ręce 
ociekały krwiš. Poza tym każdego wieczora teatry na ul. Richelieu, w "Palais 
Royal" i w Luksemburgu podnosiły kurtyny i zbierały pienišdze za bilety wstępu. 
Ta sama publicznoć, która w cišgu dnia przyglšdała się z obojętnociš dramatom, 
rozgrywajšcym się bezustannie na Place de la R~evolution, gromadziła się tu 
wieczorami, zapełniała loże i krzesła, miejšc się z satyr Woltera lub płaczšc 
nad sentymentalnymi tragediami przeladowanego Romea i niewinnej Julii. W owych 
czasach mierć kołatała do tylu drzwi i była tak cišgłym gociem w domach 
krewnych i przyjaciół, że kogo wspaniałomylnie mijała, ten umiechał się z 
pogardš, wzruszał ramionami i z obojętnociš oczekiwał nazajutrz jej 
prawdopodobnego powrotu. Paryż, mimo scen terroru, rozgrywajšcych się w jego 
murach, pozostał w dalszym cišgu miastem uciechy i nóż gilotyny spuszczał się 
może rzadziej niż kurtyna w antraktach. W ten zimny wieczór 27 niv~ose'a 
drugiego roku republiki, czyli raczej 16 stycznia 1794 wedle starego stylu, 
teatr "National" wypełniała wytworna publicznoć. Występ ulubionej aktorki w 
roli molierowskiej bohaterki przycišgnšł cały rozbawiony Paryż na wznowienie 
sztuki "Mizantrop" z nowš inscenizacjš i kostiumami, a zapowiedziany współudział 
czarujšcej artystki dodawał uroku złoliwemu humorowi autora. "Monitor", który 
bardzo bezstronnie notował ówczesne wypadki, donosił pod datš tego dnia, że 
Konwencja ogłosiła nowe prawo, nadajšce pełnš władzę jego szpiegom. Mogli od tej 
chwili przeprowadzać rewizję po domach prywatnych i wtršcać do więzienia wrogów 
szczęcia ludzkiego bez poprzedniego zawiadomienia komitetu bezpieczeństwa 
publicznego. Obiecywano im sumę 35 liwrów za każdš sztukę zwierzyny zdobytej dla 
gilotyny. Pod tš samš datš "Monitor" donosił, że teatr "National" był wypełniony 
po brzegi na wznowieniu komedii obywatela Moliera. Po wydaniu tego prawa, 
skazujšcego tysišce ludzi na łaskę i niełaskę kilku okrutników, zamknięte 
zostało posiedzenie Konwencji, która udała się na ulicę Richelieu. Milczenie 
pełne uszanowania zapanowało na sali, gdy ojcowie ludu, których imiona wzbudzały 
postrach i grozę, przeciskali się przez wšskie przejcia i zajmowali miejsca w 
lożach teatru. Wkrótce ukazała się postać obywatela Robespierre'a w towarzystwie 
nieodstępnego przyjaciela St. Justa i siostry Charlotty. Danton, podobny do 
wielkiego płowego lwa, posuwał się ku lożom, podczas gdy Santerre, piękny 
rzenik i ulubieniec ludu, rozsiadał się w fotelu, ubrany w wytworny mundur 
gwardii, wród głonych oklasków zgromadzenia. Publicznoć w górnych galeriach i 
na parkiecie szeptała z ożywieniem; postrach siejšce nazwiska przelatywały z ust 
do ust wród dusznego powietrza sali. Kobiety wykręcały szyje na wszystkie 
strony, aby ujrzeć głowy, które może nazajutrz stoczyć się miały do strasznego 
kosza u stóp gilotyny. W jednej z małych lóż, najbardziej zbliżonych do sceny, 
dwóch mężczyzn zajęło już dawno miejsca, zanim teatr się zapełnił. Wnętrze loży 
było pogršżone w cieniu i wšski otwór, pozwalajšcy obserwować zaledwie jednš 
częć sceny, maskował raczej, niż odsłaniał siedzšce w niej osoby. Młodszy z 
tych dwóch mężczyzn wydawał się obcy w Paryżu, gdyż ile razy zjawiał się jaki 
dygnitarz lub znany członek rzšdu, zwracał się do towarzysza o wyjanienia co do 
tych osobistoci. - Powiedz mi, de Batz - rzekł, wskazujšc grupę mężczyzn, 
wchodzšcych włanie na salę - kim jest ten obywatel w zielonym ubraniu, 
trzymajšcy rękę przy twarzy? - Gdzie? O którym mówisz? - Tam, patrzy włanie w 
tę stronę i trzyma w rę...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin